Od około 10 lat mam do
czynienia z tak zwanymi „łowcami głów”, czyli headhunterami. W ciągu tego czasu
nieraz zdarzało mi się odbywać rozmowy w ich biurach. Rozmowy te mają na celu
sprawdzenie, czy nadaję się do pracy na stanowisku X w firmie Y, czy moje
oczekiwania finansowe są zbieżne z tym, co potencjalny pracodawca jest gotów
zaoferować i w końcu czy jestem skłonny zmienić miejsce pracy. Są to spotkania,
które mogą bardzo znacząco wpłynąć na moje lub czyjeś życie – na tak zwaną
karierę, poziom zarobków, miejsce zamieszkania, aspekty osobiste i inne. Kiedy
przychodzi się do headhuntera na umówiony wywiad, asystentka zazwyczaj prowadzi
delikwenta do pokoju, informując że za kilka minut przyjdzie konsultant. W
ciągu tego czasu po prostu czeka się, rozgląda po ścianach, wycisza telefon
komórkowy i pije wodę lub herbatę. Ja zacząłem dokumentować „widoki”.
Maciej
Herman
MACIEJ
HERMAN (ur. 1972) – fotograf niezależny, urodzony w Gdyni,
mieszkający od 2008 w Warszawie. Praktykuje głównie tradycyjną fotografię
czarno-białą. W 2012 roku za cykl „Stocznia Gdynia” otrzymał I nagrodę w
Międzynarodowym Konkursie Fotografii Industrialnej i Przemysłowej Foto-Pein
2012. Ważniejsze wystawy:
Galeria Luksfera
(Warszawa 2006), Chatka Żaka (Lublin 2008 – „Miejsce rzeczywiste, miejsce
wyobrażone”), Green Gallery (Warszawa 2009 – „Światłocienie snu”), Galeria
Refleksy (Warszawa 2012 – „Ojcowie. Lista Obecności”), Ratusz Bielany (Warszawa
2012 – „Ojcowie. Lista Obecności”), Festiwal ‘Integracja Ty i ja’ (Koszalin
2012 – „Ojcowie. Lista Obecności”), Warsztaty Kultury (Lublin 2012 – „Ojcowie.
Lista Obecności” – w ramach wystawy zbiorowej „Macierzyństwo”), Galeria
Szyperska (Poznań 2012 – „Z drugiej strony”), Dom Kultury Chwałowice (Rybnik
2012 – „Stocznia Gdynia”).
Utwory, które prezentuję,
pochodzą z przygotowywanego tomu wierszy pod tytułem Przed siebie. Kilka z nich po raz pierwszy widzi zresztą światło
dzienne. Motywem przewodnim tych tekstów jest bieganie. Od pewnego czasu bowiem
sporo biegam. Od ogólnego zabiegania związanego z codziennymi sprawami uciekam
na ścieżki biegowe, chodniki i ulice. To oczywiście jedynie tło tych wierszy. Mniej
tu wyobraźni i języka, które odgrywały ważną rolę w moich poprzednich
książkach, a więcej codziennego doświadczenia, na które składają się m.in.
praca w korporacji, krytyka systemu edukacji, depresja czy życie na
warszawskiej Pradze.
Marcin
Orliński
MARCIN ORLIŃSKI
(ur. 1980) – poeta, krytyk literacki, publicysta. Doktorant w Instytucie Badań
Literackich PAN. Absolwent filozofii na Uniwersytecie Warszawskim. Laureat
wielu ogólnopolskich nagród literackich. Stypendysta Ministra Kultury i
Dziedzictwa Narodowego w dziedzinie literatury. Wydał tomy wierszy Mumu humu
(Kraków 2006), Parada drezyn (Łódź 2010), Drzazgi i śmiech
(Poznań 2010) oraz książkę krytycznoliteracką Płynne przejścia (Mikołów
2011). Publikował w takich czasopismach, jak „Gazeta Wyborcza”, „Twórczość”, „Tygodnik
Powszechny”, „Akcent”, „Kresy” czy „Bez Dogmatu”. Redagował rubrykę poetycką w
tygodniku „Przekrój”. Prowadzi serię wydawniczą Biblioteka Debiutów przy
„Zeszytach Poetyckich”. Tłumaczony na języki angielski, niemiecki i szwedzki.
Mieszka i pracuje w Warszawie.
Oficjalna strona: http://www.marcinorlinski.pl/
|
© Maciej Herman (01) |
W biegu
Spójrz
na miarowe obroty gwiazd. (Płytki
oddech
nie pozwala wymówić tego zdania
na
głos.) Spójrz na światło, które doskonale
wie,
skąd, dokąd i po co. (Ból łydki.)
Wyrównaj
tempo. Odpocznij. Pobiegnij
za
myślą, a być może myśl pobiegnie za tobą.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (02) |
Trasa
Trasa
biegu nigdy nie jest taka sama. To zdanie
już
na wstępie zdaje się na łaskę i niełaskę
anioła
historii. Lub innego anioła. Czyli prosi
o
szczegół. A szczegółu nie ma. No bo jak opisać
drogę,
która ciągle jest w drodze? Jęknięciem?
Zawsze
można zaprzeczyć. Tę sztuczkę zna każde
dziecko
i każdy szanujący się teolog. Na przykład
taki
Anioł Ślązak. Cóż znaczy trasa? – mógłby
napisać
– Nie miejsce i nie brak miejsca. Nie ruch
i
nie brak ruchu. Problem jednak w tym,
że
naprawdę biegniesz. Mijasz ludzi, budynki
i
ulice. Czasami obszczeka cię pies. Lepiej odłóż
więc
na bok te wszystkie teorie. Zarejestruj
kształt
dziury w chodniku. Rozkrusz. Zapamiętaj.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (03) |
Okno
Co
do gwiazd, owszem, lubię na nie patrzeć.
Zwłaszcza
po takim dniu jak ten. Po dniu jak psu
z
gardła, jak pognieciona gazeta. Okno wielkie,
rozwarte
na oścież, przywraca mnie materii.
W
niebieskich rejestrach nie znajdzie się miejsce
na
dzisiejszą awanturę w urzędzie ani coraz większą
odrazę
do własnego odbicia w lustrze. Gazeta
prostuje
się i kurczy do punktu. Tysiące białych
punktów jako dowód na bezcelowość
człowieczych
działań,
taką dysertację napisać. Albo: Milczenie
nieba, a także płynące stąd pożytki
dla mniej
i bardziej nieszczęśliwych
mieszkańców planety.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (04) |
Podmiot
Powinien być mężczyzną. To znaczy – panować
i
działać. Tymczasem ma depresję. A raczej: ona
ma
go. I co teraz pocznie biedne orzeczenie?
Rozbije
się o czarne kamienie liter? Rozpłynie?
Tak,
podmiot rozbiegł się i nie może do siebie
wrócić.
Został po nim cień, którego nie sposób
wetknąć
już w kieszeń najprostszej czynności:
wstać,
ubrać się, posprzątać. Zadzwonić do
rodziców.
Nie rozjaśni go nawet przyjaciel
przymiotnik.
W żadnym ze swoich stopni.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (05) |
Imię
Siostra
pyta mnie, jakie imię powinna dać
swojemu
dziecku. A ja nie wiem. Żeńskie
kojarzą
mi się z kobietami. Męskie – o zgrozo,
z
mężczyznami. Tego nie robi się noworodkom.
Jakie
lepiej wybrać? Nowoczesne, tradycyjne?
A
może zupełnie niestandardowe: Wisława,
Miron?
Okazuje się, że nawet w tak banalnej
sprawie
nie potrafię podjąć decyzji. A może
imię
to nie jest sprawa banalna? Może
to
właśnie sprawa absolutnie kluczowa?
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (06) |
Sen
o starej Pradze
Śni
mi się stara Praga. Mieszkają tu ludzie,
których
trudno odróżnić od cegieł i drewna.
Mają
przetarte dłonie i twarze, na których
dawno
pobladła bejca. Widzę, jak zakurzone
garnki
dryfują swobodnie nad starą Pragą.
Nic
nas tu już nie trzyma – żartują. Krzesło
okrąża
dach i zaczyna grać z tapczanem
w
żarówkę. Gdzieś zapala się pejzaż, ale
gdzieś
indziej gaśnie. Wszystko tu trochę
nawala
– śmieją się, a potem wskazują
na
moją głowę. Widzę ją poza sobą. Toczy
się
ulicą. Szklana kula z błękitną ozdobą.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (07) |
Edukacja
Ucz się.
Teraz brzmi to jak hasło reklamowe albo
nagłówek
z propagandowej ulotki. Śmiać mi się chce,
ale
wtedy nie było mi do śmiechu. Dobrze pamiętam
długie
popołudnia nad rocznikami statystycznymi,
zarwane
noce. W szkole tresowano mnie w sposób
skuteczny,
ale niezbyt wyszukany. Ucz się
znaczyło:
bądź posłuszny, powtarzaj.
Moralności uczono
nie
za pomocą empatii i argumentów naukowych,
lecz
za pomocą wstydu. Wbijano mi do głowy,
że
prawda płynie z autorytetu. Przekonywano,
że
inteligencja to zdolność zdobywania dobrych
stopni.
Gówno. Lub precyzyjniej: błękitna kokardka
ukręcona
z gówna. Drogi profesorze, piszę do ciebie
z
głębin swojego rozczarowania. Nie nauczyłeś mnie
niczego,
co uczyniłoby mnie dobrym i szczęśliwym
człowiekiem.
Droga kokardko, piszę z głębi supła.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (08) |
Rój
Kiedy
zaczynasz snuć opowieść, stajesz się
ową
biedną dziewczyną, która zapomniała,
że
zamieniła się na głowę z rojem szerszeni.
Wybiegasz
na łąkę i się śmiejesz. Masz prawo
się
śmiać. Masz w dłoniach początek lata,
gorący
wieczór i naręcze załatwionych spraw.
Może
nawet bilet do nadmorskiego kurortu.
Przyjaciele
szykują już plecaki i kanapki
na
drogę. I proszę, oto nieźle sklecona historia.
Lecz
nagle rój się rozprasza. Po pierwszym
ukąszeniu
unosisz dłoń do ust i mówisz:
to
nie są moje usta, to nie jest moja dłoń.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (09) |
Państwo środka
Gdy
obiegło się już całe miasto, można spokojnie
zawrócić.
To znaczy przestać głupio się rozglądać
i
wreszcie przyjrzeć się metce tego pięknego
wieczoru.
Wywrócić scenerię na lewą stronę.
Chińskie jest ciasteczko i chiński
tornister.
Zupki i zabawki. Pomyśl, wszystko
chińskie!
Chińska jest policja. I sztuka
cenzorska.
Chińskie są też krzyże. I chińska
jest Polska.
I
co? Wieczór oswojony. Forma? Na pewno nie
fraszka.
Dopiero teraz droga naprawdę się rozrasta.
|
© Maciej Herman (10) |
Pułapki
Kto
mnoży święta, zwykle nie radzi sobie
z
życiem. A ja? Ja także uciekam. Wpadam
w
pułapkę pociągów, które wożą mnie z miejsca
na
miejsce. Robię setki zdjęć, aby świat
wiedział,
że istnieję. Powtarzam: kocham,
kocham.
Śmieję się i ten śmiech jest burzą.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (11) |
Pierwszy wiersz o miłości
Pieprzę
ulice, które próbują sobie przywłaszczyć
zaślinieni
deweloperzy i bezmyślni urzędnicy.
Pieprzę
kolegów, którzy zapowiadali się
na
kolegów, a potem mnie wykolegowali.
Pieprzę
półki w moim małym mieszkaniu, które
uginają
się pod ciężarem niepotrzebnych teorii.
Pieprzę
rozpuszczalniki sensu i inne detergenty,
które
odwracają uwagę od rzeczy ważnych.
Pieprzę
idiotów, którzy wiedzą wszystko
na
każdy temat, i cwaniaków z zadartym nosem.
Pieprzę
listy motywacyjne, w których sprzedawałem
swój
czas, bo czasu nie wolno sprzedawać.
Pieprzę
korporacje za to, że pieprzą mnie na każdym
kroku,
nawet kiedy się pieprzę i kiedy umieram.
Pieprzę
kościół, który pieprzy dzieci, błogosławi
czołgi,
i rozkrada ziemię, tę ziemię.
Pieprzę
filozofów, którzy stworzyli Boga i zabili
Boga,
bo nieskończona jest władza człowieka nad ludźmi.
Pieprzę
miłość z grubych, ociężałych romansów,
bo
prawdziwa miłość rwie się we wszystkie strony.
Co
jeszcze? Kocham i bywam nieznośny.
Ale
przede wszystkim kocham.
© Marcin Orliński
|
© Maciej Herman (12) |
Zatrzymuję się
Zatrzymuję
się. Obca dzielnica patrzy na mnie
obojętnie.
Nie tacy jak ja wyobrażali tu sobie
nie
wiadomo co. Jakiś kioskarz mocuje się
z
kłódką i papierosem. Jakaś kwiaciarka wylewa
na
ulicę wodę z kubła. A więc to wszystko?
Wszystko.
Więcej już naprawdę nie muszę.
© Marcin Orliński